Searching...
środa, 4 lipca 2012

Mentalnie nieregularni

Bonkers czyli zwariowani, głupi, głupawi, wściekli, nawiedzeni, odlotowi.
Po prostu 'mentally irregular', jak to pięknie tłumaczy Ling.pl.

Metro
jak zwykle niezawodnie lubuje się w uzupełnianiu kolumny poświęconej osobnikom o powyższych skłonnościach.

Jeśli są to nieszkodliwi wariaci, to w sumie dlaczego nie?
Wolę popatrzeć się z rana na wariatów, niż myśleć, o jatce, jaką szykuje mi moja szefowa w związku z toną zaległych raportów i statystyk.

A oto najświeższe znaleziska:

arbuzowy pan

Clive Cooper z Vancouver realizuje swoje pasje artystyczne używając osobliwego surowca.
Są nim dynie i arbuzy.
O ile arbuzowe facjaty są ciekawsze kolorystycznie (gdyż wykorzystują zieleń, biel i czerwień), to są wyjątkowo 'krótkowieczne'.
Już po jednym dniu tracą swą jędrność i wchodzą w fazę intensywnego marszczenia.

Dynie natomiast 'żyją' dłużej, ale są nudniejsze ;)

Pan Cooper wycina swoje arcydziełka głównie w celu dekoracji stołów weselnych, czerpiąc uprzednio inspirację z komiksów i komedii.

Przyznam, że akurat ten pan się wcale nie prosi, by go schrupać :)) więcej TU

Osobiście nie mogłabym wkładać tyle energii w tworzenie tak ulotnych i krótkotrwałych rzeczy. Szkoda by mi było oglądać ich rozpad.
Bo ja się przywiązuję do wytworów mych, nawet o wątpliwej wartości artystycznej :))

dziwaczni rekordziści

Kolejne osobliwe znalezisko z Księgi Guinnessa :
Najszybszy biegacz świata, Usain Bolt, powinien czuć się zagrożony.
Japończyk Kenichi Ito dobiegł na metę 'tylko' dziewięć sekund później, osiągając czas 18.58 na 100 metrów w biegu ... na czterech kończynach.
Ja się nie mogę zmobilizować do biegania na dwóch.
Podziwiam za samozaparcie, stukając się jednocześnie w czoło :)


Jeszcze głupszą dziedzinę wybrał sobie pięćdziesięcioletni Darren Taylor, dyrektor szkoły z Colorado, zwany też Professor Splash. Uskutecznia on bowiem skoki do płytkiego basenu.

Do płytkiego czyli ... 30-to centymetrowego!
Jego najnowszy rekord do skok z wysokości 11.2 metrów.
Opatulony kołami ratunkowymi leci w dół, by z całym impetem walnąć w powierzchnię wody. Po mojemu to on po prostu spada na ziemię, bo to marne parędziesiąt centymentrów wody raczej kiepsko amortyzuje. Pan dyrektor twierdzi jednak, że owszem, trochę to boli, ale chwilowe cierpienie ma się nijak do wiecznej sławy.

Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.

Cieszę się, że dyrektorzy ze szkół moich dzieci są, hmmmm, bardziej konwencjonalni :)




kopczyki i drabiny marzeń

Wiem, że ja, marny żuczek (the beetle, the beatle, czy jak to tam szło :)), zasuwający codziennie do pracy w pocie i mozole, przyziemny maly człowieczek na wielkiej sztuce się nie wyznaję.

Może gdybym włożyła trochę wysiłku intelektualnego, może gdybym spróbowała poszerzyć swoje horyzonty, gdybym tylko silnie postanowiła odstawić na bok swój realizm (nie socjalistyczny, bynajmniej) i wznieść się na choć trochę ponad przeciętność, potrafiłabym docenić kunszt wykonania oraz głębokie przesłanie zawarte w jednym z najnowszych dzieł wiekopomnych niejakiej Yoko Ono.

Nie wiem, czy performersko-nowatorska sztuka pani Yoko wyrosła ze zgorzkniałego poczucia bycia nieustannie w cieniu Johna Lennona (choć podobno arcydzieła swe tworzyła owa pani już wcześniej), czy ona tak po prostu ma.

To się ładnie nazywa inny poziom wrażliwości.

I tej wersji się trzymajmy.

Poniższe dzieło sztuki można będzie oglądać w Serpentine Gallery w Londynie do 9-go września. Obawiam się, że nie będzie mi tam po drodze.
Ale poproszę moje dzieci, by mi w czasie wakacji w Polsce usypały replikę, jak będą u babci na wsi (gdzie dostępność wielokolorowej gleby jest znacznie lepsza niż w podlondyńskiej zabudowie miejskiej :))


 czysta (?) metafizyka

To zresztą nie jedyny ciekawy pomysł Yoko Ono.
Parę lat temu prosiła ludzi o przynoszenie jej niepotrzebnych drabin, które następnie porozstawiała na krużganku ruin kościoła św. Łukasza w Liverpoolu. 

Podziwiacze talentu lub wpadający przypadkowo ciekawscy mieli za zadanie wspinać się na przemyślnie (w co nie wątpię) porozstawiane drapaki, w celu odnalezienia "miejsca dla marzeń i wyobraźni pod otwartym niebem?".

No cóż mogę rzec? 
To po prostu sztuka wysokich lotów.
Dosłownie i w przenośni ironicznie.

Jeśli o mnie chodzi, to wolę 'reflektować się' ... w swojej wannie :)



muskularna konstrukcja
I na koniec znalezione wczoraj zdjęcie, które przyciągnęło mą uwagę podpisem (a jakże! już nie pierwszy raz :))



Zdjęcie przedstawia Victorię Pendelton, mistrzynię kolarstwa, która prezentuje - jak głosi podpis - ni mniej ni więcej tylko swoje ... mięśnie (muscular frame).

Hmmm ... ja bym to nazwała 'goły tyłek', ale co ja tam wiem?

Miłego dnia państwu życzę :)


środa, 4 lipca 2012



2012/07/04 10:01:16
Po pierwsze tyłek, to fachowo m i ę s i e ń wielki pośladka:)
Po drugie, takie instalacje zachwycały mnie u Chrisa z Przystanku Alaska, ale on zawsze je tłumaczył - dla marnych żuczków takie wyjaśnienia stanowią integralną część sztuki, bo co jak co, ale bez nich nie mamy szans zrozumieć meandrów artystycznej wrażliwości, choć zawsze się można postarać i taki na przykład przymiotnik "głębokie" świetnie się wówczas sprawdza;)
Po trzecie i czwarte... nie skomentuję;)
A po piąte, głęboką frustrację wywołuje we mnie praca, której efekty znikają po krótkim czasie. Takie na przykład sprzątanie, albo gotowanie... Choć z przygotowywaniem jedzenia nie jest jeszcze tak ostatecznie źle, bo zawsze można zrobić zdjęcie efektów swojej pracy - ja robię:)

2012/07/04 10:25:20
Ty się ciesz, że tylko takie mięśnie pokazała... [jeszcze jestem niewyraźna po przypadkowej wizycie na przypadkowym blogu, gdzie na "dzień dobry" zostałam przywitana żywym mięsem wraz z sokami... nie, żebym była zgorszona, ale wyobraź sobie - sprzedaję bilety i nagle na ekranie żywa fizjologia!]
Ogólnie mam się za niezbyt normalną, bo często nie mieszczę się w "ramach" (nawet się nie staram), ale niektórzy ludzie mają po prostu po***ne w głowach. Czasami z otwartą gębą czytam o rekordach Darwina - to jest dopiero odpał!
A - jeżeli chodzi o sztukę - tę nowoczesną - to już w ogóle jestem z innej planety. To znaczy - rozumiem zamysł (coś w rodzaju współczesnej impresji, czyli odczucia na widok czegośtam), ale raczej nie uważam tego za sztukę, ale raczej dziwactwo. I śmiem twierdzić, że każdy (głupi) potrafi, bo każdy coś czuje.
Znowu się rozpisałam...
Wejdź na FB - ok?

2012/07/04 11:42:14
@Ren-ya
Z biologicznego punktu widzenia masz rację. W sumie to możemy też mówić, że ktoś pokazał pragębę lub gruczoły mleczne, ewentualnie ujście kanału rodnego :))
Cóż, to kwestia nazewnictwa. Aspekt nagości - jak rozumiem - pomijamy? ;)

Faktycznie - niektóre dzieła powinny posiadać 'bryki', takie streszczenie dla opornych i dwa zdania na temat, co autor chciał przez to powiedzieć. Bo dla mnie np. kopczyki te mogą oznaczać, że Yoko robiła renowację ogródka i miała nadmiar ziemi (to nie żart - jedna z londyńskich atrakcji - Northala Fields - powstały z gruzów wyprodukowanych przy budowie Stadionu Wembley :))

Jeśli chodzi o krótkotrwałe efekty sprzątania i gotowania, to wiesz ... tego to ja już zupełnie nie traktuję jak sztukę. Nawet użytkową :))

@Rest, nie znam rekordów Darwina, ale poszperam w necie.
Ja też potrzebuję specjalnej wykładni do sztuki współczesnej i sądzę, że mogłabym spokojnie parę arcydzieł stworzyć. Niestety nie mam wystarczająco tupetu i znajomości, by się wypromować, więc klepię biedę, jak marny żuczek.

Też czasami przypadkowo wchodzę na blogi, które bywają drastyczne :) Staram się dlatego nie wchodzić na niepewne strony przy dzieciach. Czasami mi się otworzyło coś 'dziwnego' w metrze :))
Ciekawa jestem, co myśleli sobie stojący nade mną współpasażerowie?
FB nie mogę otwierać w pracy ani na komórce (nie mogę się przełączyć na konto 'szeptywmetrze') - także zajrzę wieczorkiem :)
Pozdrawiam.

2012/07/04 14:07:51
Bo po piąte, to ja uogólniłam i nie tylko sztukę wzięłam pod uwagę, a każdą pracę, choć gotowanie, jak najbardziej za sztukę uważam:)

2012/07/04 14:24:15
szaleństwo jest cudne ;))) gość od dyń i arbuzów rulez bezwzględnie ;)) a pani Yoko Ono... no cóż... czy gdyby nie była partnerką TEGO człowieka świat by o niej usłyszał? A może po prostu właśnie ONA wyprzedza epokę? ;)))

2012/07/04 16:12:53
@ Ren-ya, gotowanie niektórych jest niewątpliwie sztuką. Moje nią nie jest :)

@ Berberysku, nie wiem, czy świat by o niej usłyszał czy nie.
Jeśli zaś wyprzedza ona epokę, to ... ja raczej nie dożyję, by to sprawdzić. I dobrze :)

Pan od arbuzów jest naprawdę niezły. Trzeba mieć spory talent, by nie pobcinać za dużo i zrobić użytek z tych wszystkich warstw.
Tym bardziej szkoda mi 'zmarnowanego' talentu :)
Ale też mu przyznaję pierwsze miejsce. Zdecydowanie!

2012/07/04 18:10:43
Jak dzieci zrobią replikę to zrób zdjęcie - będzie co porównywać. Mnie też nie zachwyca sztuka nowoczesna, a już szczególnie taka o której wspominasz.
Sztuka arbuzowa mnie zachwyca. Ale ja z tych, którzy doceniają ulotność takich dzieł (lubię siedzieć cały dzień w kuchni żeby stworzyć coś co zostanie zjedzone w kilka minut).

Zastanawia mnie sens pobijania niektórych rekordów Guinessa

2012/07/04 19:36:02
Lo Matko! Gdyby mi ktos takie arbuzowe geby na stole jako dekoracje postawil to z pewnascia stracilabym apetyt:)

2012/07/05 08:31:40
@Fisterinne, mnie sztuka 'jedzeniowa' też zachwyca. Rozumiem, tym bardziej jak ktoś prowadzi bloga kulinarnego'. Ale w przypadku tych rzeźb naprawdę trzeba mieć sporo umiejętności, żeby wyszły takie zgrabne łebki :))
I to wszystko tylko na jeden dzień?
Pocieszające jest, że przynajmniej trwają na zdjęciach ;)

Sfotografuję replikę zrobioną przez dzieci. Tylko żeby mnie nikt o plagiat nie posądził :))

@Kasiorek - fakt, facjaty nie są najurodziwsze, szczególnie na stół weselny :))
Ale uroku im odmówić nie można.

2012/07/07 12:22:56
Pana ode dyń doceniłam przy okazji zapoznawania się z dynią hokkaido, z której ponoć wychodzą pyszności i już go, jako to blogowe ciele, zapostowałam na halloween, natomiast dlaczego postanowiłaś nam zepsuć apetyty tą arbuzą straszliwą to no idea... ;)

A tak z ciekawości - czy wy tu na bloxie możecie sobie napisać coś dwa lata na wyprzódki i on się sam z siebie zapostuje? Ponieważ zaczynam sądzi,ć że mój blog będzie się ukazywał jeszcze długo po mojej śmierci... ;)

A tera w to piękne popołunie idę pobiegać na czworakach (że też wcześniej na to nie wpadałam)

2012/07/07 12:54:20
IK - no właśnie, ty mi już nakradłaś sporo pomysłów (tych niezwerbalizowanych jeszcze).
Wszystkich jeszcze nie przeczytałam, ale na parę już trafiłam i się wkurzyłam.
Ale trudno sie mówi ;)

PRAWDZIWYCH fanów arbuzów nic nie zniechęci - to taki test na szczerość uczuć.

Blox niestety nie daje nam zbyt wiele możliwości do manipulacji rzeczywistością.
Piszesz w czasie realnym. Nic ci się nie opublikuje na zaś.
Ba, czasami nawet ci się nie opublikuje wtedy gdy akurat tego pragniesz, kiedy po godzinnym klikaniu wszystko się nagle rozpłynie w niebyt, okraszone informacją: serwis chwilowo niedostępny.

Miłego biegania ;)


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!